lent; poznałaby ją prędzej i mnie relacyą przywiozła.
— Książe Karol zdaje mi się — wtrącił Pac.
Władysław ramionami rzucił.
— Waszmość wiesz, że książe Karol na kobiety nie patrzy i ledwie do nich mówić raczy. Królowa dla niego nie stanowi wyjątku. Jestem pewnym, że choć ją często w ciągu podróży widywał, nie wie ani koloru jej oczów ni włosów. O królowej dotąd nie miałem takiej relacyi jakąbym życzył mieć, od nikogo. Radziwiłł chwali... chwalą wszyscy.
— Panna Amanda — począł Pac cicho — będzie przeciwną wysłaniu królewicza, a jeśli mi wolno ją tłumaczyć, powiem, że może ma słuszność, bo królowa tem nadskakiwaniem jej łudzić się gotowa.
Władysław słuchał ze wzrokiem wlepionym w posadzkę.
— Królewicza wysłać potrzeba — rzekł — ceremoniał dworski tego wymaga. Byłoby uchybieniem. Idź z tem do Amandy.
Wojewodzic skłonił się i wyszedł krokiem przyśpieszonym z poselstwem, które mu wcale nie smakowało. Wiedział co go tu czeka.
Królewicza nie było przy niej, siedziała sama, dni te całe spędzając w gorączce, rozpędzając swe sługi, gniewając się na wszystkich, płacząc naprzemiany i dąsając się. Napróżno sam król
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.