i przyjaciele ją uspokajali, a Władysław nawet więcej okazywał czułości niż przed kilku miesiącami; przewidywała, że się tu osiedzieć i pozostać nie będzie mogła.
Naprzemiany to sama chciała dwór opuścić, to upierała się na nim pozostać.
Na wychowańca swojego Zygmunta nie mogła rachować. Nie miała przywiązania do niego, i pozyskać też sobie dziecka nie umiała. Zygmunt, któremu już poszepnięto, iż zapewne straci swą ochmistrzynię, mówił o tem z zupełną obojętnością. Spodziewał się, iż przy tej zmianie przejdzie pod dozór męzki, a tego sobie życzył, bo miał się już za dorosłego.
Gdy Pac wszedł do pokoju niemki, zastał ją opartą na stoliczku, ze śladami łez na oczach, ale razem i gniewu na twarzy.
Pac obejrzał się czy ich nie podsłuchiwano.
— Zdaje się — rzekł — że królowa zażądała, aby jej królewicza przywieziono do Falent. Chce go poznać.
— Byłam pewna — wykrzyknęła Amanda — że wymyślą i to w końcu... Królowa! Waćpan wierzysz że to królowa... nie... jej przyjaciele chcą tej grzeczności.
— Król sobie też życzy.
— Król nie ma najmniejszej mocy charakteru — zawołała niemka. — Wie, że go oszukano, że ta jego dziewicza narzeczona była już
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.