chwalstwem i odwagąbyś wygrała. Samabyś mogła jechać do niej z królewiczem.
Krzyk się dał słyszeć. Niemka porwała się i padła na siedzenie.
— Ja? do niej? Jechać, kłaniać się, aby mi tam wzgardą rzucono w oczy i traktowano jak sługę?
Wolę pieszo wyjść ztąd i porzucić wszystko.
Wojewodzic czekał uspokojenia i nie mówił więcej aby nie draźnić.
Niemka wreście wymęczywszy siebie i jego, podniosła się z siedzenia z zaognionemi oczyma.
— Niech z królewiczem robią co chcą! — rzekła. — Naturalnie nowa pani potrafi go sobie ugłaskać i pozyskać.
Wszystko to jest przeciwko mnie wymierzone.
— I zamiast się bronić, wy składacie broń — wtrącił Pac — przyznam się, że się tego nie spodziewałem.
Amanda rzucała się na siedzeniu, to odwracając od wojewodzica, to ku niemu spoglądając z wymówką.
— Wy wszyscy teraz — rzekła — działacie przeciwko mnie! Cała sieć intryg osnuta. Wy nawet, wy, wy.
— Ja? — podchwycił Pac.
— Wy! tak... jeśli nie sam, to twoi — mówiła żywo niemka. — Sądzisz, że ja nie wiem
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.