w domu arcybiskupa i podejmować go nakazano jak najuprzejmiej.
Przybycie tego poselstwa rodziło przytem trudność, bo Tiepolo wenecki patrycyusz wysłany tu od rzeczypospolitej, zawczasu zapowiadał, iż nie da się posiąść posłowi cara, a znano z drugiej strony niezmierną draźliwość moskiewskich posłanników.
Pan de Brégy poseł francuzki także musiał godności swego pana strzedz w sobie.
Wymijać się więc musiano ostrożnie, aby do konfliktu nie przyszło.
Codzień po kilka razy przybywali do Warszawy powracający z Falent, wszyscy prawie zachwyceni królową, uprzejmością jej i rozumem.
Króla to niecierpliwiło.
Zbliżał się już dzień uroczystego wjazdu, kazał Pacowi z jakimś komplementem udać się do Falent.
— Powiesz mi przecie prawdę, bez tych pochlebstw i adulacyi dla królowej. Chcę wiedzieć jak ona jest. Rozpatrz się we dworze, poznaj panią de Guebriant. Usiłują mnie nią nastraszyć.
Niechętnie podjął się Pac posłannictwa, lecz wymówić od niego nie byłoby sposobu.
Zawiadomiona Amanda spojrzała ostro.
— Zobaczymy — rzekła — jakim mi się okażesz przyjacielem.
Dzień, chociaż bardzo jeszcze do zimowego
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.