Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Oczekiwanie przeciągało się. Król stał blady. Wtem przed drzwiami przesunęły się cienie, dał słyszeć turkot; niespokojnie Władysław oczy zwrócił ku drzwiom.
Marya Ludwika wchodziła, lecz cień sklepień chóru dostrzedz ani jej postaci ni twarzy nie dawał. Za nią suknie niewieście, ubrania mężczyzn, komże i kapy duchownych, wszystko razem zbiło się w jedną mozaikę barw nierozwikłaną.
Ossoliński nie dopuściwszy królowej postąpić jak do pół kościoła, podniósł głos, który wśród ciszy odbił się o sklepienie kościoła, przedstawującego widok wspaniały. Pełen on był wybranych, jaśniał złotem i klejnotami. Królowa biała jak suknie, które miała na sobie, drżąca, stała ściągając na siebie oczy wszystkich. O uszy jej jak szmer niezrozumiały odbiła się mowa Ossolińskiego, patrzała w dal i szukała oczyma męża.
Zaledwie skończył mówca, biskup auriacki rozpoczął odpowiedź.
Królowę podtrzymywała posłowa.
Jeszcze chwila... Poruszyli się wszyscy. Marya Ludwika zaczęła się zbliżać ku ołtarzowi, przy którym król na nią oczekiwał, przybrawszy dumną postawę.
Obyczaj wymagał, aby przed przyszłym panem swoim poklękła, ugięła już kolana, gdy Włady-