Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

zwierciadło i sama się ulękła twarzy własnej zżółkłej, ściągniętej, z oczyma zapadłemi i usty zaciśniętemi boleścią.
U drzwi pokojów królowej na króla czekali paziowie jego z krzesłem, na którem go wyniesiono.
Pani de Guebriant spotkała w progu z kondolencyą. Zimno począł się tłumaczyć, iż dla gwałtownego cierpienia i znużenia, i sobie i królowej spoczynek musi na dziś zapewnić i nie może być na wieczerzy.
Uroczysta uczta na dzień następny odłożoną została. Ton jakim król przemawiał do posłowej, chociaż pełen galanteryi napozór, zdradzał takie podraźnienie i poruszenie jakieś wewnętrzne, iż pani de Guebriant już się wcale łudzić nie mogła. Była to zapowiedź wojny, z której ona musiała wyjść zwycięzko.
Sztywnie, etykietalnie, z całą godnością reprezentantki króla pierwszego w chrześciaństwie skłoniwszy się Władysławowi, powróciła do biednej swej pani, ciągle to jedno powtarzając słowo.
Courage!
Jakby na urągowisko, wprost od drzwi królowej, z którą już dnia tego nie miał się widzieć, Władysław nieść się kazał do pokojów przez pannę Amandę zajmowanych!
Wszyscy widzieli to i mogli sobie tłumaczyć