jak chcieli. Kazanowski zmarszczył się smutnie, chciał się odezwać, lecz popatrzywszy na króla, którego znał dobrze, poznał, że go draźnić w tej chwili nie należało i trzeba było samemu sobie pozostawić. Z tryumfem, z rozjaśnioną twarzyczką, po której błyski radości przebiegały, przyjęła go we drzwiach niemka.
Król kazał tu sobie przynieść suknie do przebrania, chcąc się od ciężkich uwolnić złotogłowów, i tu także przynieść wieczerzę. Dla francuzów książe Karol, Kazanowski, mnodzy senatorowie, w wielkiej sali służyli za gospodarzy, powtarzając nieustannie z ubolewaniem, iż król był mocno cierpiący.
Czy to kogo mogło przekonać, rozpoznać było trudno, gdyż francuzi nadto politykowali, aby się zdradzić z tem co myśleli. P. de Brégy głośną okazywał wesołość, pani de Guebriant nadchodząca nadzwyczajne ukontentowanie z całej wspaniale dokonanej uroczystości.
Pac, który nie odstępował znowu króla, chodził wielce zadumany i chmurny.
— Panie wojewodzicu — szepnął mu przechodzący Korycki, który biegł z rozkazem pana — my górą z panną Amandą! Victoria! Francuzi Tadeusza śpiewają.
Pac z dziwną miną popatrzył na niego.
— Widzę z tego jak doskonale znasz się na ludziach — rzekł z politowaniem. — Nasz try-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.