— Nie potrzebuję nauk od nikogo — rzekł nakazująco. — Idź zasiąść do stołu i o wszystkiem mi potem rozpowiesz. De Brégy jest lalką, zwróć uwagę na posłowę, ona będzie tu grać rolę główną.
— Tem gorzej — zamruczał Pac — żaden mężczyzna nie wygrał nigdy z kobietą, a tę niedarmo w Paryżu na ambasadorowę wybrano!
Nie odpowiedział już król, odwrócił się od niego, a wojewodzic musiał być posłusznym.
Zastawiono wieczerzę, król naprzeciw siebie kazał zasiąść uszczęśliwionej pannie Amandzie. Biegała ona usługując mu, nadskakując, ale widać było z za pożyczanego uśmiechu przezierającą w niej trwogę. Tryumf ten odniesiony tak głośny, tak stanowczy, tyle mówiący, przerażał ją więcej niż cieszył. Wiedziała dobrze, iż na nią teraz jako na wroga skierują się usiłowania wszystkich, że nadzwyczajnego szczęścia i siły potrzebować będzie, aby stawić im czoło.
Liczyła swych przyjaciół i znajdowała ich coraz mniej, bo na znaczniejszą część z pewnością rachować nie mogła.
Król jadł gorączkowo poruszony, chwytając się niekiedy za nogi, które podagra nielitościwie szarpała.
— Nie widziałaś jej — mówił do Amandy —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.