o to. Zakochany w niej do szaleństwa, pieniądze ma, pomocników znajdzie, co łatwiejszego jak zasadzkę zrobić na nią i wywieźć ją precz. Ma tam gdzieś w lasach posiadłości jakieś, posadzi ją tam. Ksiądz mu każdy ślub da, a jej się ztąd zbędziemy.
Myśl ta utkwiła w niej.
Wstała z nią zrana, a choć, jak zwykle bywa, to co po nocy się wydawało możliwem, we dnie dziwacznie się jej prezentowało, nie odstąpiła od zamiaru. Wieczorem kazała zawołać Nesterackiego.
Po krótkim wstępie, wprost się go spytała.
— Zawsze ty szalejesz za tą dziewczyną?
— Ja wiem żem głupi — zamruczał Benedyk — a co to pomoże! co to pomoże!
— Czemuż nie starasz się o nią!
— A jak? — zapytał Benedyk — ja jej mówiłem: ożenię się z tobą, mam pieniądze... w oczy mi parsknęła. Ona ma Nietykszę.
— Nietyksza się z nią nie ożeni — zawołała Amanda.
Nesteracki z tych urywanych słów i nalegania zmiarkował, że panna Amanda nie jego ale swój interes w tem miała, aby się ztąd pozbyć Bietki.
— Trudna z tym koziołkiem sprawa — zamruczał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.