Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

ścich, ufając sobie poczynali zabiegać, aby pozyskać zaufanie nowej pani i korzystać z niego przeciw niej samej.
Platenberg bezwstydny i zuchwały pierwszy rozpoczął te zabiegi, zbliżył się do państwa des Essarts, udawał wielce przejętego losem królowej i starał się wkraść w łaski u francuzów.
Bietka była na straży i natychmiast przestrzegła panią des Essarts, aby koniuszemu nie dawano wiary.
O ile mu obowiązki jego dozwalały, Nietyksza ciągle kręcił się przy dworze, na którym miał wielu znajomych i przyjaźnych, korzystając z każdej zręczności, aby się choć na chwileczkę zbliżyć do swego dziewczęcia.
Litwin z nadzwyczajną zręcznością wynajdywał sobie rozmaite pozory, aby dla służby księcia wrzekomo ciągle się około zamku uwijać, a przeważnie przy królowej, której los Radziwiłła obchodził.
Dworzanie z nim spoufaleni, bo ich sobie na wszelki sposób ujmował, nie żałując małmazyi i najlepszych win, jakie u francuza świeżo pod zamkiem rozłożonego dostać było można, służyli serdecznie litwinowi, choć go poufale zawsze boćwiną przezywali, za co się nie gniewał.
W wigilią tego dnia, gdy uroczysty obiad miał być na zamku, jeden z przyjaciół Nietykszy pochwycił go w kurytarzu i szepnął mu na ucho.