— My opuszczamy salę.
Pani Guebriant skłoniła głowę.
Około królewskiego stołu ruch się dał uczuć, biesiadników reszta powstawała z miejsc, nie w zamiarze tak rychłego opuszczenia zamku, ale dla okazania królowi poszanowania.
Przyniesiono krzesło i nowożeniec z pomocą dwóch dworzan przesiadłszy się na nie, w pochodzie uroczystym, otoczony dworem, poprzedzany przez marszałków z laskami, zniknął za drzwiami.
Tuż zanim królowa z marszałkową, z biskupem auriackim, z posłem, z kilkunastu senatorami udała się ku temu samemu wyjściu z sali i znikła także.
Reszta posłów, wyjąwszy nuncyusza, który także błogosławiąc żegnającym go, usunął się, wmięszała do tłumu pospolitych śmiertelników, i rozmowy dopiero teraz huknęły na całą salę.
Kapella zaś, która na wyjście króla grała marsza wojskowego, pamiętna programów dawnych, po chwilce, nie pytając czy kto tańcować myśli i będzie, rozpoczęła menueta.
Cóż się to teraz dopiero działo w tym rozkołysanym jak fale morskie tłumie, już podochoconym!
Któż powtórzy, co tu za rozmowy się wiązały, rwały, wybuchały i niedokończone roztapiały w śmiechach. Brzęk szkła, szczęk dzbanów,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.