Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest — zawołała Bietka — bo tu wytrwać nie mogłam.
Zamilkł król, a po przestanku podnosząc oczy na nią rzekł.
— No, cóż nowa pani?
— Nie pożądam innej ani lepszej — zawołała Bietka.
Po krótkiem milczeniu Władysław zapytał znowu.
— Cóż tam francuzi?
Dziewczę się trochę namyślało z odpowiedzią.
— A! N. Panie — rzekło — kryć tego nie będę, wszyscy oni Pana Boga o jedno proszą, ażeby ztąd conajprędzej się wydobyć mogli.
— Oprócz królowej — przerwał Władysław.
— Owszem — mówiła Bietka żywo — owszem. N. Panią tak tu przyjęto, że i ona i pani de Guebriant, i pewnie poseł przemyślają tylko, jakby się wydobyć nazad i to co się stało odrobić.
Zmarszczył się król mocno, dotknęło to jego miłość własną.
— Co za dziw — mówiła dalej Bietka. — Trzebaby nie mieć najmniejszego czucia, żeby nie być do żywego obrażoną, bo tu się wszystko składa na to, aby N. Panią boleśnie draźnić, a ona się przecie nie napraszała. To też całym teraz rozumem ich wszystkich zręcznie się wyśliznąć i pod pozorem choroby N. Pana, tymcza-