Królowa dnia tego sama wieczerzała, gdy des Essarts wpadła przestraszona z wiadomością, którą jej przyniesiono.
Załamała ręce Marya Ludwika i sama chciała biedz na skargę do króla, gdy szczęściem się zjawił koniuszy Platenberg.
Najgorszy był to poseł w tej sprawie, ale umiał uniżonością, pochlebstwy i udawanemi doniesieniami tak się wkraść w zaufanie znacznej części dworu, że się nim posługiwano, nie podejrzewając go o zdradę.
Platenberga więc królowa odprawiła natychmiast do króla. Ten, nim poszedł, wywołał Paca, z którym oba wszystko nawspół knowali i robili, pomagając sobie wzajemnie.
— Bietka znikła! — zawołał śmiejąc się Platenberg. — Alarm u królowej, jakby jej największy skarb odjęto.
Pac nie okazał najmniejszego zdziwienia, zagryzł usta.
— A! — rzekł obojętnie — znikła! Może gdzie o mroku kogo bałamuci w kącie. To frant dziewczyna. Gdzież się podziać miała? Zabawiła u przyjaciół na mieście.
Co ty masz takiem głupstwem króla zajmować pod wieczór, kiedy on spoczynku potrzebuje. Powiesz mu o tem jutro.
— Ale nie! straciłbym wiarę całą u Pani —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.