Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

przerwał Platenberg — królowa wie, że się Pan tak wcześnie do snu nie kładzie. Muszę oznajmić.
— Co? — zawołał wstrzymując go we drzwiach Pac. — Iść do króla? ba? to trzeba wiedzieć z czem? Cóż mu powiesz? że królowa się zlękła, bo dziewczyna się jej gdzieś zadziała. To śmiechu warte. Tymczasem ta z kąta gdzie wyjdzie i... finita la comedia. Dajże pokój. Ja ci mówię, wytłumacz się, a odłóż do jutra.
Król zaraz się zaniepokoi, spać nie będzie.
Uderzyło to Platenberga, że dobry jego przyjaciel tak mu jakoś odradzał krok, za który on sam tylko w każdym razie mógł odpowiadać.
— Już niechaj będzie co chce — rzekł — ja muszę spełnić rozkaz Pani. Puszczaj.
Pac spróbował go jeszcze powstrzymać, ale koniuszy stanowczo się oparł.
Władysława zastał już w łóżku.
— N. Pani mnie przysyła — rzekł — ze skargą. Dziewczyna jej ze dworu przepadła... lęka się o nią!
Król się zawsze dziewczętami mocno interesował, podniósł się nieco.
— Jaka? która? — zapytał.
— Bietka! — mruknął Platenberg.
Zamyślił się Władysław.
— Bietka?
Tuż za Platenbergiem stał Pac przygotowany