Plątało się tak dokoła nieszczęśliwej królowej mnóztwo nici pozaciąganych, które groźne dla niej być mogły, a dobrego jej nic nie obiecywały. Wiedziała, że król niemki znienawidzonej pozbywać się nie myślał, chociaż Kazanowski przyrzekał, że ją za mąż za ubogiego Czartoryskiego wyswata.
Oprócz tego krótkotrwałe liche miłostki z mieszczankami warszawskiemi, o których względy dla króla starali się na wyprzódki Pac i Platenberg, bezwstydnie się przeciągały. Obu tych ichmościów surowsi ludzie przezwali „koczotami“ i znani byli pod tem mianem obelżywem.
W ulicach Warszawy widywano te postrojone rażąco ichmościanki, które się względami na zamku uzyskanemi niemal chlubiły. Nigdy zbytek w ubiorach tej klasy ludności nie dochodził takich rozmiarów, i współcześni świadczą, jak raził a bił w oczy.
Panna Amanda patrzała przez szpary na te fantazye zdzieciniałego i zepsutego pana i tem sobie łaski jego zaskarbiała.
Królowej i wielu z nią zdawało się, że wojna mogła ten sposób życia zmienić i zgorszeniu położyć koniec, bo ona jedna tak poruszała i unosiła Władysława, że dla niej zapominał o wszystkiem.
Z tej więc strony pomoc dana była w interesie królowej.
Oprócz p. de Brégy, Kazanowskiego tylko i ks. Radziwiłła miała Marya Ludwika, którego
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.