oczyma po nich, usiłował rozpoznać czy między nimi znajdzie znajomych. Długi pobyt na Niżu liczbę ich niesłychanie powiększył.
W rozmawiającym z Marfą poznał zaraz Stareńkę, który ważne zajmował miejsce w radzie i w gromadzie, bo go miano za „znachora“; w siedzącym przy oknie — przyjaciela swojego Lackowicza (tak mu się on mianował), zbiega z Polski jak on sam, z którym żył oddawna jak z bratem.
Reszcie już niebardzo się przypatrywał, bo ci mu starczyli.
Usłyszawszy chód i Marfa i Stareńko zwrócili oczy i kozak krzyknął poznawszy Płazę, którego w koszu nazywano Jeremą.
— A! dobrze robisz że przybywasz — zawołał wprost idąc na niego — my już oczy wypatrzyli.
— Nie chcieli mnie odprawić — wyjąknął Płaza — dopominałem się ciągle, dopiero teraz list dano. Jechałem na złamanie karku.
Marfa słuchała też — dla niej tu nie było tajemnic.
— Ja umyślnie naprzeciw wyjechałem — odezwał się Stareńko — pilno nam było. Możesz sobie tu spocząć u Marfy, a ja muszę z listami zaraz na Sicz. Dobrze my domyślali się, że tobie na Kijów będzie składniej.
Posłyszawszy rozmowę Lackowicz poznał Płazę i prędko ku niemu pośpieszył. Podali so-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.