wiem, trafisz po omacku — zawołał Płaza, ręce ku niemu wyciągając.
Zadumał się Caryca.
— Żebym za to choć z tobą razem powracać mógł! — westchnął.
— Spróbuj się prosić — odparł Płaza — mnie towarzysz potrzebny.
Przez cały dzień potem naradzali się i spierali. Płaza nalegał, zaklinał, prosił; Lackowicz się ociągał, obawiał się albo nic lub źle zrobić.
— Tak czy inaczej, toć przepadnie krwawica — mruczał Płaza — popróbuj.
Lackowiczowi nad wszystko uśmiechało się wyzwolenie. Nigdy on nie pokazywał po sobie jak mu tu życie ciężyło, teraz się ono stało nieznośnem.
Trzeciego czy czwartego dnia Lackowicz się wreście zgodził próbować, ale nie ręczył za skutek.
— Ja na Sicz i do Chortycy pojadę — rzekł — a nuż tu tobie listy przyjdą z przykazem jechać? Ty będziesz musiał przez...
— A no powrócę po ciebie — dodał Płaza — toć vadium masz w ręku.
Caryca się skrzywił, ale podumawszy zmilczał. Tegoż dnia począł się bardzo pośpiesznie w drogę wybierać. Ów zakopany skarb był ukryty na wyspie w miejscu pustem prawda, ale do wyszukania łatwem. Ogromny złom skały je odznaczał,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.