Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

w szopie, gdy nad sobą usłyszał głosy i wołanie: Jerema.
W tych co go tu wyszukali poznał dwu ze starszyzny pułkowników i Netrebę. Porwał się więc z posłania.
— Wstawaj — zawołał Netreba — pisma ci przywieźliśmy, a jeśli nie dziś, jutro w drogę musisz.
Wzięli go z sobą pilno do tego samego alkierza, z którego znowu wypłoszyli chude dziewczę, z pierzem w garści tym razem.
— Listy masz — rzekł Netreba — a jest ich nawet więcej niż pierwszym razem, bo i do innych panów z naleganiem pisać musimy. Niechaj raz koniec będzie. Regestra są wiele nas tysięcy stanąć może.
Mówcie im ustnie a powtarzajcie, że nam żołdu i pewności potrzeba, ile nas mieć chcą gotowych.
Zechcą kogo tu swojego przysłać, aby się przekonać, że my pod chorągwiami stoimy, nie zbronno. Pieniędzy przysłać muszą. Płacą obcym zaciążnym i drożej ich niż my kosztować będą, a bez nas się nie obejdą.
My na zawołanie będziemy. Król skinie, skoczym na turka i potargamy go tak i na lądzie i na morzu, w jego galerach, że się rozsierdzić musi... ale nam też pewność potrzebna, że gdy pohańcy na nas uderzą, sami nie zostaniemy. Król