Z domu Giedyminówna, mając się za dziecię rodziny wielkiego pochodzenia z książąt litewskich, pani Rozalia Nietykszyna niezmiernie tem była dumną.
Despotycznego charakteru, energiczna, naprzód z trudnością pozwoliła synowi wejść w służbę księcia Radziwiłła, chociaż w tem, wedle ówczesnych wyobrażeń, nic upokarzającego nie było, choćby zubożały potomek znacznego domu dostał się na dwór najmożniejszej i najpotężniejszej rodziny. Nie smakowało to dumnej Gedyminównie, ale w końcu zgodziła się syna w świat puścić, aby się przetarł.
Ranny przewidywał nie bez przyczyny, znając matkę, że ona go teraz pewnie zechce zabrać do domu, ale miał za sobą księcia, który obiecywał wyprosić go sobie nadal.
Łatwo się też domyśleć było, że stara ani słyszeć nie zechce o małżeństwie z jakąś dworką, której szlachectwo nawet było wątpliwem.
Gdy się to działo z Bietką, intrygi dworskie dalej się powoli ciągnęły. Kazanowski z wielką zręcznością, sam i przez żonę swą starał się nakłonić królowę, aby z sum swych, złożonych w Gdańsku, conajprędzej królowi na wojenne jego potrzeby kilkakroć sto tysięcy talarów pożyczyła.
Pani Kazanowska poufnie zapewniała Maryę Ludwikę, że tym sposobem najłatwiej, najpewniej
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.