dobrze odegranym — przestrzeżcież króla JMci, że gdy przyjdzie do podpisywania i pieczętowania tego nowego przywileju, przyniosę pierwszy podpis królewski, ukażę mu go, a jeśli się król zaprze ważności własnego pisma, w oczach jego na drobne go kawałki poszarpię i pokłoniwszy się pójdę precz, ale nie wrócę.
To rzekłszy Ossolińskiemu kanclerz litewski, za kapelusz wziął i pożegnał go.
Ossoliński wiedział dobrze, iż z Radziwiłłem lekko sobie postępować nie było można, pojechał więc do króla z doniesieniem. Władysław się zadumał, ale Pac podsłuchawszy i rozmyśliwszy się jakie następstwa z tego wyniknąć mogą dla niego i rodziny, natychmiast po odjeździe Ossolińskiego wpadł do króla.
— Widzisz coś ty mi tu narobił nieopatrznością swoją — rzekł król — ja sobie Radziwiłłów zrażać nie mogę.
— Ani jabym ich nieprzyjaciołmi nie chciał mieć — dodał Pac — a na mnie wszystko złożą nieochybnie. Jadę natychmiast przeprosić kanclerza, N. Panie, i wezmę wszystko na siebie... potrafię naprawić.
— Próbuj — rzekł król.
Nie zwłóczył Pac i natychmiast do dworu ks. Albrechta pośpieszył, ale go tu nie zastał — układy z posłami moskiewskimi go zajmowały. Wieczorem pojechał raz drugi.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.