Wprost już, zrzuciwszy pychę z serca, Pac kanclerza począł jak najmocniej przepraszać, modlić, prosić aby się nie gniewał, przyznając się, że on był wszystkiego przyczyną, ale król dał słowo, że Gąsiewskiemu chorąztwo to zostanie sowicie i prędko wynagrodzone.
Radziwiłł był zbyt zręcznym politykiem, by się twardym okazać; powolność dawała mu pewną korzyść w przyszłości, nie chciał zrywać z królem. Łagodnie więc odpowiedział Pacowi i przyrzekł, że zapomni krzywdy swojej.
Król miał się lepiej i kanclerz pojechał do niego nazajutrz rano; został przyjęty z uprzejmością nadzwyczajną.
— Przebacz mi — odezwał się król, gdy pozostali sami. — Widzisz, chory jestem, znękany, zapominam się, a młodzi korzystają z tego, że mi są potrzebni i że ja się bez ich usług obejść nie mogę cierpiąc.
Na tem skończyła się sprawa ta, która nie mogła Radziwiłła dla króla usposobić przyjaźniej, chociaż Pac dopilnował dotrzymania słowa i Gąsiewski w tymże miesiącu dostał za chorąztwo stolnikowstwo litewskie.
Radziwiłł skończywszy szczęśliwie z posłami moskiewskimi, wyjechał do Szydłowca.
Tymczasem nalegania na królowę, aby pieniądze z Gdańska sprowadziła i pożyczyła, nie ustawały. Władysław nawet osobiście starał się
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/047
Ta strona została uwierzytelniona.