Król, znacie go jak jest rycerskiego usposobienia, nie mógł się oprzeć, wojna tak jak ogłoszona, patenty żołnierzom porozdawane.
— A dla kapitanów patenty — przerwał zimno Radziwiłł — wszakże one pieczęci wymagają?
— Tak jest, niewątpliwie, będziemy je musieli pieczętować — rzekł Ossoliński.
— Ja zaś oświadczam najuroczyściej — odezwał się spokojnie litewski kanclerz — iż wprzódy sobie rękę dam uciąć, nim patenty przypieczętuję.
Zmięszał się nieco Ossoliński.
— Sprawa ta zbyt ważna i obchodząca całą rzeczpospolitę — dokończył Radziwiłł — abyśmy ją samowolnie rozstrzygali.
— Zgadzam się na to — po krótkim namyśle odezwał się Ossoliński — ale zobaczcie się z królem, zwoła zapewne radę.
Rozstali się więc, a kanclerz litewski nie zwłócząc pojechał do Ujazdowa i naprzód stawił się u króla.
Władysław powitał go twarzą nader wyjaśnioną i wesołą.
— Witam was z powrotem — rzekł podając rękę do pocałowania — a tem mi jesteście pożądańsi, że potrzebuję rady was wszystkich. W poniedziałek zwołam pp. senatorów — i po cichu uśmiechając się dodał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.