Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

Jam proximus ardet Ucalegon.
Radziwiłł udał, że albo nie słyszał lub nie rozumiał.
Rozmowa potoczyła się innym torem i nie tknęła żywotnej kwestyi, ale potrącał król cochwila z nią powiązane, z czego kanclerz nie chciał korzystać, i tak na ogólnikach się skończyło.
Radziwiłł nie spał; do poniedziałku czas miał się rozmówić z innymi panami senatorami o tej wojnie, której się tak obawiał.
— Król — mówił kanclerzowi, z którym się spotkał we cztery oczy przypadkiem czy umyślnie w ogrodzie księży Reformatów — pragnie gorąco wojny. Na radzie będzie nas skłaniał, abyśmy na nią przyzwolili, a potem nie on ale my będziemy za to co zostanie postanowione odpowiedzialnymi.
Powaga ks. Albrechta była tak wielka, że ci nawet, co inaczej myśleli, a królowi się chcieli przypodobać, jemu się sprzeciwiać nie śmieli.
W poniedziałek wezwany do króla na czwartą godzinę książę pojechał i znalazł go w wannie, z czego bardzo rad powrócił do domu.
Król, niepewien senatorów, radę i zwołanie ich odkładał, ale tymczasem swoje robił, zaciągi ściągał. Ponieważ pieniędzy już nie miał wcale, został zmuszony choć tymczasowo się zapożyczyć u królowej. Kazanowski służył za pośrednika.