W Maryę Ludwikę wmawiał, że sobie tym sposobem pozyska małżonka, i niemal ją przekonał już; króla nakłaniał, żeby żądając ofiar, przynajmniej grzecznym, jeżeli nie czułym, okazywał się dla żony.
Władysław prawie się rozgniewał na przyjaciela młodości.
— Ale, Adamie mój, ja dla żadnej w świecie kobiety nie umiem być niegrzecznym, nawet dla prostej dziewki! Jak ty mi możesz zarzucać niegrzeczność dla królowej?
— Mogę, bo na nią patrzę — odparł poufale Kazanowski — jesteś grzeczny dla dziewcząt, prawda, tylko nie dla żony. Często siedzisz przy niej godzinami nie przemawiając słowa, odjeżdżasz bez pożegnania, nie troszczysz się o nią wcale. Teraz, gdy chodzi o uczynność z jej strony...
— Ale ja nie żądam daru, tylko pożyczki! — zawołał król.
— Pożyczki, zgoda, ale i o tę prosić należy — dodał Kazanowski.
Władysław skrzywił się, lecz czuł że przyjaciel miał słuszność i zmilczał.
Na następujące polowanie zaproszoną została Marya Ludwika. Król ją przyjął z uśmiechem, na powitanie uchylił czapkę i przemówił po włosku. Coś nawet podobnego do rozmowy plątało się przez kwadrans, a Pac stojący nieopodal
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.