na noszach do domu nieść, dając za wygranę służbie i Radziwiłłom; ale syn z równą jak ona stanowczością oświadczył matce, iż pozostanie na miejscu i na wieś nie pojedzie.
— Ja w Borbiszkach nie mam co robić — rzekł sucho. — Pani matka gospodarzyć umie i lubi, a ja potrzebuję świat i ludzi poznać. Książe na mnie łaskaw, nie porzucę go. Rany się pogoją, pojedziemy do Krakowa na koronacyę, niech ja też tam będę gdzie i drudzy. Za piecem siedzieć nie chcę.
Jejmość potrząsnęła głową, bo się łatwo domyślała, co syna za dworem ciągnęło, ale słowa nie rzekła.
Posiedziawszy parę tygodni w Warszawie, gdy niebezpieczeństwo wszelkie minęło, a syn się już miał znacznie lepiej, stęskniona za wsią i gospodarstwem, wyposażywszy chorego, aby mu na niczem nie zbywało i niczyjej łaski nie potrzebował, pośpieszyła z powrotem do domu.
Na wyjezdnem tylko, gdy syn się jej do nóg schylił, po rękach całując, bo spór miłości ich ku sobie nie nadwerężył, powtórzyła mu raz jeszcze.
— Tylko sobie nie imaginuj, abym ja zmiękła i głupstwo ci pozwoliła zrobić dla tej kukły. Jeszcze ci to raz powtarzam, wolę cię widzieć na marach, niż z ladajaką dworką, szurgotem u ołtarza. Pókim ja żywa, tego nie dopuszczę.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.