Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

ści zaciekawioną tem wszystkiem co ją spotykało nowego i nieznanego, aby wiele czuć mogła na obojętności męża dla siebie. Król chwilami okazywał się nawet wesołym, a panów, którzy go po drodze spotykali, przyjmował tak łaskawie, jak nigdy. Potrzebował ich ująć sobie. Z narady z Kazanowskim wynikło, iż należało wszelkiemi możliwemi sposobami na przyszły sejm umysły przygotować i pozyskać sobie.
Dzień wjazdu był skwarnym, ale słonecznym; orszak królewski świetny i liczny wyruszył z Łobzowa spotykając po drodze na powitanie go śpieszące tłumy. Pierwsze występowało miasto Kraków, stolica dawna, panowie radni i starszyzna niosąca klucze złocone; ci zatrzymali króla w polu, a długich mów, wedle zwyczaju, niepodobna było ani uniknąć, ani ich zostawić bez odpowiedzi. Nigdy też sztuka oratorska nie była w Polsce posuniętą do takiego stopnia wybujałości, jak teraz; popisywali się z nią wszyscy.
Miasto występowało okazale, chorągwie mnogich cechów, każdy inaczej strojny, wysilały się na ubrania świetne i smakowne, na uzbrojenia i lik swych reprezentantów.
Włochów i francuzów w kupiectwie tylu jeszcze liczył naówczas Kraków, że oni sami występowali we dwieście koni, z których jedna secina ubrana była, gwoli królowej, francuzką modą od atłasów i aksamitów, druga miała pol-