wszystko zapisuje co widzi, dopytuje się o każdą rzecz, a dziwi też każdej, nasze obyczaje znajdują bardzo nieobyczajnemi.
Rozśmiało się dziewczę.
— A wy? — zapytała.
— A ja — rzekł smutnie Nietyksza — muszę z księciem Bogusławem powracać, bom się do dworu jego przyczepił, ale podrodze, zamiast do Wilna z nim, zostanę w Warszawie, i tam na was oczekiwać będę.
Macie mi co do zlecenia?
— Ja? — wesoło spytała Bietka — no, chyba abyście pozdrowili odemnie starą, poczciwą ciwunowę Mingajłowę, a jeśli chcecie i państwa Bieleckich oboje, i naostatek, opiekuna mojego ks. Stoczka u Ś. Rocha.
— Z chęcią! — odparł Nietyksza — przynajmniej z nimi o was mi mówić będzie wolno. Nie będę też miał co robić w Warszawie, bo nie wiem czy książe kanclerz powróci tam rychło. Ma dosyć dóbr do objeżdżania, a mało gdzie nie funduje kaplicy lub klasztoru. Dobry, pracowity, pobożny pan.
— To też miłują go wszyscy — mówiła Bietka — ale się razem obawiają, bo surowym jest dla siebie i dla drugich, a król ma do niego żal, że mu do wojny przeszkadza.
Nietyksza się uśmiechnął.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/080
Ta strona została uwierzytelniona.