woływał od polskiego dziewczęcia ostre i śmiałe odpowiedzi.
Wszystko to razem znudzoną czasem Maryę Ludwikę potroszę rozrywało.
— Królowie polscy — mówił raz Desnoyers — muszą podróże odbywać z małym orszakiem. Przyczyna prosta, dla znaczniejszej gromadki w tym kraju niepodobna ani pomieszkania znaleźć, ani pokarmu podostatkiem. Musimy z sobą ciągnąć całe śpiżarnie, pościele, a nawet obroki dla koni. W gospodach polskich na równej stopie mieszczą się bydło i ludzie. Stoły, krzesła, ławki, garnki, rądle, kubki, musimy mieć z sobą, bo ich po drodze brak. W jednej szopce popasałem często razem z wołem, wieprzem i owcami.
Zżymała się Bietka.
— Nasi ludzie zahartowani są i rycerscy — szeptała.
— W miastach nieco lepiej juścić — ciągnął dalej francuz — czworonożni goście stoją osobno.
Prawda, dwory wielkich panów, Koniecpolskich, Lubomirskich, Zamojskich, urządzone są wedle obyczaju europejskiego, ale nam co potem? Król, królowa, poseł, parę osób korzystają z tego, my biedacy musimy iść pod szopy.
— Panowie pieszczeni jesteście — mruczała Bietka — u nasby się wstydził mężczyzna poskarżyć, że nie miał łóżka.
— Ja też ten obyczaj szanuję i zazdroszczę
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.