Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

częcią wydawać rozkazał. Był to więc bezprawy zamach na swobody, na prawa rzeczypospolitej.
Król przed jednymi wręcz wszystkiemu zaprzeczał, drugim uśmiechał się i szeptał, że na nic nie zważając, na swojem postawi.
Ufał w to, że podróżą, ujęciem gromadki senatorów, sejm przygotuje dla siebie powolnym i przeprowadzi co zechce.
Z ramienia jego tymczasem nalegano ciągle na Maryę Ludwikę, aby znowu pożyczyła pieniędzy na wojsko. Król ofiarowywał w zastaw klejnoty, a w razie odmowy groził gniewem.
Na te nalegania królowa najczęściej nie odpowiadała nic lub coś dwuznacznego, słuchała; trudno było jej myśli odgadnąć.
Desnoyers wszakże odebrał potajemny rozkaz, aby trzykroćstotysięcy talarów, które królowa miała złożone w Gdańsku, do jej rozporządzenia w gotowości były.
Kazanowski dowiedział się pierwszy o tem, i lice N. Pana na chwilę się tryumfującym rozjaśniło uśmiechem.
W Sandomierzu nie odpoczywano długo. Statki, nad któremi powiewała mało znana flaga polska, z ręką mieczem uzbrojoną, stały kobiercami i zielenią przystrojone u brzegów. Królestwo siedli na nie wśród tłumów ludu, okrzykujących oboje.
Podróż była jakby przejażdżką dla rozrywki i wypoczynkiem.