czkę dzielącą od lądu, na który już stąpić miała, gdy uczuła uścisk i obejmujące ją ręce ojca.
Płaza stał przed nią poruszony, przejęty tak, że mówić nie mógł, łkając, ściskając ją, szukając na twarzy dziecka śladów tego co przecierpiało. Znalazł w istocie Bietkę spoważniałą, smutniejszą, zmęczoną, bez tej młodej, trzpiotowatej wesołości, którą miała gdy ją po raz pierwszy u Bieleckich zobaczył. Pobyt przy królowej, wtajemniczenie w tyle gorzkich życia zadań uczyniło ją starszą.
Płaza nie mógł się teraz nią nacieszyć; przeprowadził tylko do wrót zamkowych, i pożegnał.
Nazajutrz mieli się zejść u Bieleckich.
Córka na twarzy ojca nie mogła odgadnąć, czy z sobą przywiózł pociechę, czy zawód; nie mówił jej nic o sobie.
Drugiego dnia po przybyciu z powrotem do stolicy zostało z podróży mgliste tylko wspomnienie i podarki, jakiemi się ona przypominała. Król powracał tak niepewien skutków jej, to się ciesząc, to powątpiewając, iż żadnej z tego miary powziąć nie było można o osiągniętym celu. Najwidoczniejszem było, iż rad wracał do wygodnego krzesła, w którem go noszono, do swojego Ujazdowa, do wieczornych zabaw i towarzystwa.
Zaraz nazajutrz Pac, Platenberg i ich pomocnicy ze żniwem pogłosek poczęli się ściągać.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.