Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

mówią wszyscy, iż mu się rozprzężenie nasze uprzykrzyło... ale zmoże-li?
— Król? — szepnął ksiądz — powinienby począć reformę od siebie... Sodomą i Gomorą dwór jego, królowa pobożna nie ma władzy żadnej, przyszły dziedzic korony chowa się w atmosferze zgniłej, co z niego wyrośnie?
Po smutnej rozmowie ze Stoczkiem wyszedł jak rozmarzony troskami swemi Lasota i kroczył z głową spuszczoną ulicą, gdy go — Sława Bohu! cicho do ucha rzucone rozbudziło.
Parfen szedł obok niego.
— Coś ty batku sumujesz, chmurny jesteś? — odezwał się kozak — co tobie?
— Co ma być — zawołał trochę niecierpliwie Płaza — albo mi tu tak dobrze wisieć, a czekać odpowiedzi?
— E! e! — rozśmiał się kozak — jużbyście się skarżyć nie powinni, macie tu swoich, a brak wam braci kozaków, tom ja jest i bodaj drugi się znajdzie.
— Kto drugi? — spytał Lasota.
— Pewnie go znacie — rzekł Parfen — dopiero wczora tu z Siczy przybiegł, z czem, nie wiem. Nie gada...
— Jak się zowie?
— Przezwali go Carycą — rozśmiał się Parfen — bo piękny jest, a lach, jak wy; albo go posłali tu, ale ja o tem wątpię, albo on sam po-