czeka na was. Skrzynkę przywiózł i siedzi na niej.
W starym Płazie sił przybyło, rzucił się cożywo do swej izby.
W istocie Lackowicz tu siedział spokojnie na skrzynce, łokcie sparłszy na kolanach i czekał.
Przebrał się już był po polsku i z kozaka w nim chyba tylko ruchy pewne rubaszne pozostały. Zobaczywszy Płazę na szyję mu się rzucił
Ten mówić nie mógł ze wzruszenia.
— A toć cud! — wyjęknął wreście.
— Ja sam mówię, że cud — podchwycił Lackowicz. — Czasem się składa wszystko malikowato, cokrok to się potyka, a tu się tak złożyło, że gdzie już ginąć było trzeba, ladaco ratowało.
Na Chortycy mnie o mało nie pochwycili, nadpłynęła kozaczycha z czółnem i zabrała z sobą; potem w Kijowie już mnie mieli w ręku prawie, bo zwąchali, że ja pójdę precz, a tu się trafił starosta wasilkowski ze dworem powracający do Polski i wprosiłem mu się do dworu.
Masz twój skarb nietknięty! — rozśmiał się naostatku wstając ze skrzynki Lackowicz.
— Patrzaliście wewnątrz? — zapytał Płaza.
— Poco? — odparł kozak. — Ciekawości nie miałem. Z ciężaru wnoszę, że cię nie okradli.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.