mięci, skozaczałemu, zdziczałemu świat ten jeszcze się dziwniej czarodziejsko-pięknym wydawał niż Płazie.
W ulicy Lackowicz stawał i przyglądał się pannom przechodzącym, postrojonym, świeżym i białym twarzyczkom miejskim z zachwytem. Po opalonych licach kozaczek, te wypieszczone istoty wydawały się aniołami malowanemi.
Nawet odświeżana codzień pani Łukaszowa, której twarzyczka od brwi i warg poczynając cała była dziełem sztuki, zachwycała Lackowicza.
Ani pomyślał o tem Płaza, jakie wrażenie piękna Bietka zrobi na tym przyjacielu.
Ona też na obiad przybiedz miała z zamku i wszyscy już czekali tylko na nią, gdy dziewczę zadyszane przybiegło.
Bielecki będąc na zamku oznajmił jej o przybyciu przyjaciela ojca, a łatwo się domyśliła kto on był. Ciekawie śpieszyła go zobaczyć i dziękować.
Na widok wbiegającego dziewczęcia, które się przystroiło nieco, choćby dla ojca, aby się córki nie wstydził, biedny Lackowicz osłupiał i oniemiał.
Raziła go jak piorunem, a musiało to być bardzo wyraźnem, bo się zarumieniła. Ani Płaza, ani Bielecki przytomny nie spostrzegli co się stało. Lackowicz zachwycony, gdy przemówiła
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.