czaj wesół, dobrej myśli, Władysława umiał rozchmurzać i przynosił mu coś do zabawy; tym razem, choć nie stracił pewności siebie, stał głęboko zadumany.
— Pac! co tobie? — zamruczał król, który sam będąc rozochocony, nie lubił przy sobie twarzy posępnych.
— Nic N. Panie — odparł dworak — niema właściwie nic, ale co się dzieje w Warszawie u nas, opisać trudno.
— Cóż się dzieje? — spytał król — senatorowie...
— A! gdyby tylko oni! — przerwał Pac — to są po większej części stare grzyby, nie dziw że ich panika ogarnia, byle się co poruszyło; ale w mieście nawet, na prowincyach, między szlachtą, strach jakiś, trwoga.
— O co? o co? — począł Władysław.
— Najdziwaczniejsze wieści roznoszą ludzie — ciągnął dalej Pac. — Senatorowie z niemi już tu poprzyjeżdżali. Niektórzy twierdzą, że po drodze spotykali pułki nowe ciągnące z ordynansami do Warszawy. Mówią, że wydane są rozkazy, aby się tu pod sejm wszystkie siły zgromadziły. Kto ich wie co plotą! Sejm ma się odbywać pod grozą i naciskiem siły zbrojnej, a drudzy się już o gardła lękają.
Pac ramionami rzucił, król zamiast się oburzyć, rozśmiał się.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.