— Dajcie mi spocząć trochę — odezwał się Władysław. — Radny miejski Bielecki, który jest szafarzem razem, musi być na zamku, każ go przywołać do mnie.
Zwykle król, gdy od miasta i rady potrzebował czegoś, Bieleckiego za pośrednika używał, nieurzędownie ale poufnie. P. Łukasz miał ten rozum, że się łaską króla nie przechwalał, czynił się małoznacznym i pokornym, ale wiedzieli sąsiedzi, jak on na dworze siedział i ichmość panowie Strubiczowie, Baryczkowie, Giże, Drewnowie, najpoważniejsze stare mieszczaństwo, gdy miało krok jaki stanowczy uczynić, nie pogardzało Bieleckim.
Wmgnieniuoka przystawił się szafarz i pokornie stanął w progu, skłoniwszy się aż do ziemi, tak że ręką podłogi dotknął. Pokora ta szła mu też na rachunek.
— Słuchaj Bielecki — odezwał się król rzuciwszy okiem wkoło, iż nikogo oprócz niego nie było — idź na ratusz. W mieście panuje niepokój jakiś, wybij im z głowy, aby mieszczanom grozić co mogło. Sprawy z nimi nie mam żadnej, a bezpieczeństwo miasta, handlu, leży mi na sercu.
— Z powodu sejmu — począł cichym bardzo głosem Bielecki.
— A cóż ma wspólnego miasto z sejmem — odparł król. — Gdybym ja nawet sprawę miał
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.