Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

śmiejąc się — ja tam w to co po ulicach się nosi wiary nie daję, ale i to pewna, że ludzie nigdy tak z palca sobie nie wyssają czegoś.
Trwoga przesadzona, a ostrożność potrzebna. Kupcy perscy żądają od nas ubezpieczenia. Pamiętają pono jeszcze, że tu ich za nieboszczyka króla, czasu tego nieszczęsnego pożaru, pod rokosz, ograbiono.
— Dzięki Bogu rokoszu niema! — rzekł Kedrowski.
— Ba, gorzej niż rokosz zapowiadają — mówił Strubicz po twarzach swych słuchaczów się rozglądając. — Na króla rzucają kalumnię, że chce absolutum dominium temi zaciągami wywojować. A to pewna, że pułki na Warszawę ciągną zewsząd.
Bielecki milczał.
— Próżne to strachy — odezwał się, widząc że na jego zdanie wszyscy czekają. — Pewna rzecz, że król wojny chce, że senatorowie są jej przeciwni, lecz żeby pułki miały na nich być użyte...
Rozśmiał się Bielecki.
— Tego u nas nie bywało — dodał — widywaliśmy naród porywający się na królów, ale króla przeciw narodowi?
Wszyscy milczeli.
— U nas bo dotąd, aż do Batorego czasów — rzekł Kedrowski — zaciągów cudzoziemskich nie