końca, swoich miłostek, które z pałaców jednego dnia przeskakują do kuchni.
Król ręce załamał.
— Zmienny ten charakter księcia Jana Kazimierza — rzekł Magnus — jest do pewnego stopnia razem lekarstwem i pociechą. Nie wytrwa w kraju, jak nie mógł wyżyć w Rzymie.
— Gdyby był takim cichym, spokojnym i gospodarnym jak Karol — rzekł król — ale wcale są do siebie niepodobni. Na dworze będę miał głuchą walkę ciągłą... królowa ze swym fraucymerem! — Nie kończąc się król uśmiechnął.
— Powraca wkrótce? — zapytał Magnus, myśląc może o tem, że zajmował jego mieszkanie.
— Spodziewam się go w końcu roku — odparł król — a przyśpieszać powrotu nie będę. Srogi to znowu ciężar na moje znużone ramiona.
Po tej rozmowie poufnej, długiej, Magnus jak przyszedł wyśliznął się pocichu i nazajutrz wielu nie wiedziało, że powrócił. Siedział zamknięty nad papierami, we dnie się nie pokazywał prawie; kilku tylko cudzoziemców ze służby króla przystęp do niego mieli.
Gdy się tak sejm z jednej strony przygotowywał przez króla, królowa Marya Ludwika niemniej była czynną.
Wiedzieli to wszyscy, że Władysław IV chociaż wiekiem jeszcze niezłamany, chorobą był zagrożony i życia mu długiego nie obiecywano.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.