mu na szyję, rycząc z płaczu. Nigdy jej jeszcze taką nie widział syn; poruszyło mu się serce, mężczyzna rozbeczał się także.
Podróż, w ciągu której ciągle o synu tym myśląc biedna kobieta miękła z bólu, uczyniła ją teraz prawie łagodną — lecz zmieniło się tylko postępowanie, cel i pragnienie pozostały niezachwianemi.
Zamiast naglić i nakazywać, prosiła go, pieściła a łzy jej toczyły się po zmarszczonych i ogorzałych policzkach.
Nietyksza się opierał zrazu i prosił, ale zmiękczyć niczem nie mógł.
Po kilku dniach żal mu się starej zrobiło, prosił o jaką dobę do namysłu. Giedyminówna głową tylko skinęła i nazajutrz nie przyszła, a Nietyksza na zamek się udał do Bietki.
Ta już była zawiadomioną o przybyciu matki i miała przeczucie tego co jej groziło. Brała mężnie co ją spotykało.
— Jeżeli mnie kocha prawdziwie — powiedziała sobie — to wytrwa, a wywietrzeje mu to z serca i głowy...
Nie chciała myśleć o następstwach. Ojciec niebardzo nastawał, aby się litwinowi narzucać. Miał swą dumę.
— Ja się z mojem dzieckiem nikomu prosić nie potrzebuję. Znajdą się tacy, co mnie się jeszcze o nią do kolan pokłonią.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.