wystrojoną, i mogącą tylko chwilowe roztargnienie przynieść z sobą.
Ciż sami panowie pilno stali na straży, aby królowa sobie serca młodego królewicza pozyskać nie mogła.
Władysław, który go kochał jako przyszłego następcę i dziedzica jedynego krwi swojej, pomimo przywiązania, obchodził się z nim dziwnie.
Zapominał o nim czasem, stawał się obojętnym, nagle potem wybuchał z czułością wielką, która niedługo trwała. On też z jakąś zazdrością na stosunek Zygmunta do macochy spoglądał, jakby się obawiał, aby mu serca jego nie odebrała.
Wszystko to razem wzięte życie na dworze czyniło duszącem i nieznośnem. Spoglądano na siebie nieufnie, szpiegowano i oskarżano wzajemnie; miłości nie było nigdzie, a pozory przyzwoitości kryły czczość i rozterki.
Królowa musiała uciekać się do nabożeństwa, szukać w niem pociechy i rozrywki. Jeździła po klasztorach, przesiadywała godzinami po kościołach i wychodziła z nich najczęściej zapłakana.
Ciekawa jak kobieta, obrażona jako żona, królowa naprzód przez francuzów wtajemniczoną została w to co się u króla wieczorami działo. Nie mogła się potem wstrzymać od przekąsów i alluzyi.
Nikczemny pochlebca, wyznaczony dla niej
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.