Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanowczo począł się domagać wypędzenia jej ze dworu. Z zimną krwią słuchała rozpraw i sprzeczek dziewczyna, naostatek widząc, że królowej uczyni przysługę oddalając się, że ojcu to będzie miłem, nic nie mówiąc nikomu, zrana poszła do antykamery króla do Paca.
— Proszę was, abyście byli łaskawi — rzekła sucho — wyrobić mi pięć minut posłuchania z pożegnaniem.
Pac udał podziwienie — nie odpowiedziała. Poszedł do króla i powrócił. Władysław siedział tyłem do drzwi, któremi weszła i głowy nawet nie zwrócił.
— N. Panie — poczęła spokojnym głosem przybyła — przychodzę W. Król. Mości podziękować za chleb jego. Idę na swój własny. Wiem, że mnie obwiniają o jakieś doniesienia... w tym razie nie jestem winna, ale w innym myślałabym zawsze, że król, posłannik Boży cokolwiek czyni, tego się wstydzić nie potrzebuje.
Stopy całuję W. Król. Mości.
— Patrzcie! rokoszanka — krzyknął obracając się król. — Tyś nie doniosła, a któż? kto? francuzi?
— N. Panie, ściany i mury, wszystko donosiło.
Zmiękł król, a że dziewczę ładne było, dodał.
— Niewinną jesteś, no, to zostań sobie! Nie ty, to inna szpiegować mnie będzie.