Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

cha — rzekł Płaza — mam córkę; ty co wiesz wszystko, dawno wiesz i o tem; ja dla niej gniazdo ścielę, a sam na Sicz powrócę.
Parfen się rozśmiał na głos.
— Na szto duryty! — zakrzyknął i nie chcąc go nawet słuchać dłużej, pokiwał głową, zamachnął rękami, pogroził mu i poszedł.
Lackowicz i on siedli natychmiast radzić. Oba teraz postrzegli, że z pośpiechu wielkiego strzelili bąka — zdradzili się sami. Nie w Warszawie na oczach osiadać trzeba było Płazie, ale w kącie gdzieś, aby go kozacy nie wytropili łatwo. Ale Płaza gotów był pieniądze najmu stracić, albo go oddać komu innemu potem, teraz zaś potrzebował dachu dla Bietki, bo się obawiał, aby ją nie zatrzymano na dworze lub ona się sama nie rozmyśliła.
Naprędce więc jako tako urządzono we dworku. Mówiliśmy już o ówczesnem domów szlacheckich urządzeniu, które jeszcze namioty i obozowiska przypominały. Więcej w nich stanowiły kobierce, kilimki, opony, sukna, obicia, niż sprzęt inny.
Lada stół okrywano kobiercem, lada ławę suknem i poduszkami.
Na te rzeczy Płaza pieniędzy nie żałował. Sreber prawda kupić nie mógł, ale cyny przysposobił podostatkiem, a to było średnich stanów srebro.
Bietka rada już była jednego dnia uciec