zawczasu zniechęcony do rodzonego brata ks. Karola, uprzedzony przeciwko królowej, gotując się tu na wszystkich skarżyć i wszystkim dojechać. Z nim dosyć liczny dwór cudzoziemski cały, dwa karły, małpy i papugi.
Duchownego ani kardynała śladu nie było w nim. Ospowaty mocno, blady, rysów twarzy niemiłych i dumnych, zdawał się łaskę czynić rzeczypospolitej i królowej, że do nich powrócił. Tymczasem nikt go tu wesołą twarzą nie witał, bo sobie miłości zaskarbić nie umiał nigdzie.
Pierwsze kroki jego były napaścią na Karola, na króla, na tych wszystkich, którym jego wyposażenie zostało rozdzielone.
— Mój kochany — odparł król przy pierwszem widzeniu się — nie zapominaj o tem, że sam się tych dóbr wyzułeś, żem ja cię ostrzegał, żeś się uparł zostać zakonnikiem, a nie wytrwał nawet w kardynalskiej purpurze.
— Bardzo dobrze — rzekł kwaśno Kazimierz — ale powracam, i co mi należy powinienem odzyskać.
— Starać się będziemy ci to wynagrodzić — odparł obojętnie Władysław i począł rozpytywać o Włochy.
Ale w oczach księcia nikt teraz nie miał łaski, ani papież, ani kardynałowie, ani królowie i książęta, między którymi on tak poślednie miej-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.