wrażenie, które się nazajutrz rozpraszało i zmieniało w zupełnie przeciwne.
Nie upłynęło dni parę a już z pokojów ex-kardynała niepokój, plotki, wyrzuty rozchodziły się po zamku.
Z niezmierną ciekawością starał się przeniknąć do fraucymeru królowej i zaraz na pierwsze wejrzenie począł się unosić nad panną Duret.
Była ona w istocie jedną z najpiękniejszych w orszaku pani, ale też najnieprzystępniejszych. Platenberg, któremu się zwierzył, zapowiedział mu, ażeby tu próżno czasu nie tracił.
Jan Kazimierz uraził się mocno.
Pod pozorem szukania ks. Fleury, pana des Essarts, doktora de Lafage ciągle wtargał do pokojów dworu, aby spotkać się z panną Duret, która już uprzedzona nigdy mu samnasam z sobą ani na chwilkę pozostać nie dała.
Gniewało go to. Wiedział, że na dworze brata nie było zbytniej surowości, że Francya też nie słynęła z niej; uważał więc postępowanie to jako wymierzone przeciwko sobie.
W poufałej rozmowie z p. de Brégy dowiedział się dopiero od niego, że królowa była dla swych panien niezmiernie surową i najmniejszej nie pobłażała płochości.
— Cóż na to król JMci? — zapytał szydersko.
— Król — rzekł de Brégy z uśmiechem — musi się zaopatrywać gdzieindziej...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.