Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie i chłodzie przypominał, stawał się wymownym.
Bietka dla niego jak wielka pani jakaś i królowa wyglądała; ale też czcił ją i miłował jak chyba asceci Boga kochają.
Nie marzyło mu się nawet, aby mógł więcej do niej się zbliżyć, choć Płaza żywił w głębi serca nadzieję, że córkę wyda za niego.
Lepszego opiekuna znaleźć dla niej nie mógł, a o kochaniu, miłości i szczególnem przywiązaniu do kogoś, obyczajem wieku, wcale wiedzieć nie chciał. Według jego teoryi przystojny mężczyzna czemu się nie miał podobać? Ten czy inny, byle na przyszłość rękojmie dawał uczciwego pożycia.
Stary tej swej Bietki rozmarzonej i zepsutej na dworze królewskim, wcale nie rozumiał. W niej wiele dobrych przymiotów mięszało się w całość szczególną z wadami i dziwactwami, które wpoiło ocieranie się o najbezwstydniejsze służalstwo. Miała porywy szlachetne i chętki złośliwe... mściwą była, nieufną. A to, że jej się na dworze w pośród tylu i tak rozmaitych zręcznych, wsławionych intrygantów zawsze udawało wychodzić zwycięzko, wbijało ją w dumę.
Dwa razy Nietyksza za nią krew przelewał — czuła się mu wdzięczną i obowiązaną, ale matki jego nienawidziła. Czuła się coś wartą...
Tylu zabiegało około niej, gdy była na dwo-