się je powierzyć komu. Nie potrzebował więc Płaza w łóżku się męczyć i ukrywać z sobą, bo z kanclerzem choćby się gdzie spotkał, tenby go pewnie ani przypomniał, ni poznał.
Wstawszy on i jego towarzysz poczęli wychodzić na miasto, zbierając do dworku co jeszcze do gospodarstwa brakowało. Stary Lasota uspokoił się co do listów zupełnie i obu im z wiernym towarzyszem zdawało się, że sprawa ubita, a na Siczy nałajawszy im, więcej o nich myśleć nie będą.
I jednego wieczora Płaza znudziwszy się sam jeden, bo Lackowicz aż na Skarzyszew za czemś poszedł, wymknął się z dworku, obiecując, że rychło powróci.
Tymczasem dobrze zmierzchło, Lackowicz z kupią przyszedł, wieczerza była gotowa, Płaza nie powracał.
Rzadko się trafiało, aby się spóźnił, ale nie była rzecz niepraktykowana, nakryto więc do stołu; czekała Bietka od okna do okna chodząc, potem na ganek i aż do wrót, coraz bardziej niespokojna. Wreszcie i wierny towarzysz począł się troskać, co mu się to stać mogło. Chwycił za kołpak i wybiegł.
Noc nadeszła. Lackowicz nigdzie go nie napytawszy, przyszedł pewien, że doma już zastanie. Znalazł tylko Bietkę rozgorączkowaną, poruszoną, przelękłą — Płazy nie było.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.