— Zachorzał pewnie gdzie — rzekł obojętnie kozak.
— A wy zkąd jedziecie?
— Ja? — odparł Parfen — ja sobie tak w pole trochę ruszył, bo mi tu było duszno w tym smrodzie.
To mówiąc Parfen, na konia cmoknął i pojechał.
Z niczem do dworku powróciwszy kozak i Bietki nie zastał. Ta pobiegła na zamek do Bieleckiego o radę prosząc i o to, ażeby miejscy pachołkowie na mieście się dowiadywali.
Sama nie wiedziała co począć, straciła głowę. Lackowicz chodził jak zabity.
Upłynęło dni dwa, trzy, nie zmieniło się nic, tylko Parfen przyszedł do dworku dowiedzieć się o Jaremę; a gdy mu powiedziano, że go nie było i słuchu o nim nie miano, zasępił się, potrząsnął głową i poszedł.
Bietce na zamku nie poszczęściło się, bo naówczas w mieście ani na dworze nie było takiego porządku i pilności, aby zagubionego człowieka inaczej jak wypadkiem znaleźć było można. Poruszyła ona wszystkie sprężyny, zaniepokoiła wszystkich, a skończyło się na tem, iż zniknięcie Płazy złożono na owe zaciągi cudzoziemskie, które rozłożone około Warszawy, tu jak wszędzie sobie bezkarnie pozwalały wiele.
Gdyby jednak zabitym był Płaza, znalezionoby
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.