mały i osuszyły jej łzy. Opowiedziała o tem co ją spotkało pannie Duret, która naturalnie powtórzyła królowej. Marya Ludwika kazała Bietce przyjść do siebie. Starała się ją pocieszyć, chciała dać miejsce przy sobie, ale dziewczę podziękowało. Myśli jej trudno było odgadnąć.
Pozostała Bietka swobodną. Piękność, łaska królowej, wreście głuche wieści, że ojciec jej znaczny posag zostawił, zwabiały ciągle starających się, których ze wzgardą i gniewem odpychała, szydząc nielitościwie z miłośnych ich zapałów.
Upłynął tak rok i dwa, więcej, dziewczę zaczęło starzeć, a choć piękność jej zachowała się długo, charakter wielce się zmienił.
Ks. Stoczek, który często ją odwiedzał (dopóki był w Warszawie, gdyż później się ztąd wyniósł, jak się to może powie jeszcze), wpłynął zapewne na to, iż Bietka stała się bardzo pobożną. Spędzała zwykle znaczniejszą część dnia w jednym z kościołów, a potem kilka godzin u Bieleckich lub u królowej.
Pobożność ta uczyniła ją dla ludzi surową bardzo. Obawiano się jej i unikano — kobiety szczególniej.
Marya Ludwika ciągle ją widząc z różańcem i pobożną książką w ręku (właśnie naówczas żeński klasztor zakładała) starała się bardzo namówić i wciągnąć do niego.
— Nie mam powołania — odparła otwarcie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.