Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek, wszyscyśmy słabi, przebaczmy mu.
Gdy Wojciech z kawą starościnej wszedł do pokoju na palcach, uśmiechając się i wdzięcząc, a głowę bardzo prosto usiłując utrzymać, Julka porwała się żywo i chwytając go za rękę spytała.
— Wojciechu! znasz wszystkich w sąsiedztwie.
— Jakże pani? a kogożbym nieznał, toż to już — (zadławił się liczbą, nie widząc potrzeby wdawać się w kompromitujący rachunek) — już — dawno dosyć tu mieszkamy.
Staruszka bojąc się żywości wnuczki, dała jej znak i sama poczęła wypytywać starego Wojciecha.
— Bo to mój kochany Wojtku — ktoś Julcię w lesie przestraszył!
— Jakto JW. pani? w lesie?
— Na siwym koniu, jakiś młody człowiek, tylko co ich nie roztratował.