Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 039.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dza proboszcza w dyszlu chodzi hreczką zasiana kobyła.
— Julja pękała od śmiechu. — Ale mój Wojciechu to koń prześliczny! mówię ci prześliczny i nosił go.
— Piękny kiedy nosił! no! no ! Dalipan trudno zgadnąć, ktoby to mógł być taki. I jakby dla podsycenia myśli opieszałej, Wojciech zażył tabaki sowicie, cofając się do drzwi.
— Przecież, mówił dalej powoli, znamy całe sąsiedztwo.
— Właśnie to i mnie dziwi, przerwała Julka, ale poszukaj no tylko po głowie, może i nie wszystkich znamy.
Wojciech się uśmiechnął. — Jużciż rzekł — znamy co jest lepszego, a tej tam drobnej szlachty i szlachetków, ktoby ich liczył!
— Kochany Wojciechu, ludzieć to jak my! pracowici, poczciwi — czemuż ich już za nic rachujesz.
— No, ale bo widzi panna, rzekł stary poprawiając się — żaden z tej szlachty nie