Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 047.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Marja westchnęła i spuściła oczy. —
Wieczór znowu wyzywał na przechadzkę. —
— Chodźmy, zawołała Julka, pod dęby, gdzieśmy go wówczas spotkały, a nuż się tam znowu ten król sylfów ukaże?
— Patrz, chmura na zachodzie czarną ławą stoi.
— Ty się boisz burzy?
— Wiesz, jam sierota, nawykłam się lękać i boję się wszystkiego. —
— Biedna moja! ale zemną czegoż byś się bała — a przytem burza daleko, jeźli przyjdzie, to chyba w nocy; pójdę, babci się opowiem, żeby nie myślała żem uciekła i — pójdziemy. Dla większego bezpieczeństwa Staś ogrodniczek pójdzie za nami.
— Jak chcesz, jam ci posłuszna. —
— Posłuszna! ja bo niechcę twego posłuszeństwa — a pójdziesz że z ochotą?
— O! z ochotą, odparła uśmiechając się Marja, ty wiesz jak lubię lasu ciszę i przechadzkę, cóż dopiero z tobą.